lis 25 2004

Zabawa.


Komentarze: 0

Pieniądze, jakie pozostały w funduszu socjalnego, kierownictwo zakładu postanowiło wydać na zbożny cel. Różne były propozycje załogi. Jedni chcieli talonów, inni byli za imprezą zakrapianą własnym alkoholem. Czas mijał i trzeba było podjąć jakąś decyzję. Ostatecznie postanowiono zorganizować potańcówkę w  ośrodku szkoleniowym zatopionym w lasach rajgrodzkich.

Moją małżonkę ucieszyła impreza. Bywała już poprzednio na innych i zawsze była zadowolona. Wymęczona, niedospana następnego dnia, z obolałymi nogami, ale radosna, ze wspomnieniami miłych chwil. Koleżanki z pracy karmione były opowieściami przez kilka dni. Ja miałem poczucie dobrze spełnionego obowiązku, obowiązku zapewnienia żonie rozrywki. Tak naprawdę, niewiele miała okazji bawić się. W pierwszych latach małżeństwa na głowie były małe dzieci, potem coś zawsze przeszkadzało wybrać się wspólnie na cokolwiek. Dwa czy trzy wesela w rodzinie dawały okazję zabawy, poskakania przy muzyce. Z rozrzewnieniem wspominam kawalerskie czasy i wspólne tańce na klubowych dyskotekach. „Biały miś” nucony w tańcu przez moją dziewczynę zapamiętałem na zawsze. Teraz ten kawałek jest dla wielu młodych ludzi nudnym, zesłodzonym banałem.

Ostatnie 4 dni przed planowaną imprezą moja Krysia poświęciła rozwiązaniu problemu z doborem sukni. Karnawał to nie był, lecz wypadało włożyć coś wieczorowego i eleganckiego. Na nową suknię trzeba było jednak w sklepie wydać około 160 zł. W starej kreacji, nawet  z ostatniej imprezy, żadna z jej koleżanek nie miała zamiaru się pokazać. Moja Krysia zrobiła inwentaryzację w swojej szafie i wygrzebała sukienkę sprzed 25 lat. Czarna, długa, z  odsłoniętymi w znacznym stopniu ramionami. Obfity biust zapowiadał piękne widoki. Ja to zawsze lubiłem. Kawał zdrowej kobietki. Teraz trudno było w niej się poruszać. Nabrała ciała. Upierała się jednak przy niej. Staruszka przerabiającą odzież za parę groszy poszerzyła sukienkę i wyglądało to już bardzo dobrze. Wzięła śmieszne pieniądze. Tylko 6 zł.

Dla mnie przygotowania były fraszką. Garnitur miałem, używałem go dwukrotnie, białą koszulę trzymaną na podobną okoliczność też miałem.

W dniu planowanej imprezy pracowałem. Nie było problemu, bo wyjazd ustalony był na godz. 19.00. Moczyłem długo swoje ciało w wannie, ogoliłem powtórnie twarz, ciągnąc golarkę pod włos. Potem przeniosłem się pod pachy. Włos popłynął z wodą do otworu w zlewie. Pachnidła naniosłem także na skórę. Nawiasem mówiąc coraz gorzej znoszę zapachy tego typy na sobie.

Krysia męczyła się z włosami. Wałki nieznacznie skręciły włosy. Lakier, błyszczące drobiny, makijaż. Blade wargi zaczerwieniły się obiecująco. Zupełnie inna kobieta. Poczułem zaniepokojenie, czy lęk, przed zaborczością innych mężczyzn, rodzaj zazdrości. – Przecież nigdy nie uległa urokom samczym innych mężczyzn ? - Czym

zaprzątam swoje myśli? Syn wymownie spoglądał na nas. Widać, że ładnie prezentowaliśmy się. Odzyskałem pewność siebie.

Na ulicy było mroźno. W radio zapowiadali nocne opady śniegu. W pobliskim sklepie kupiłem mocną gumę do życia, do odświeżenia oddechu. W torbie pobrzękiwało szkło, królowała „ Żubrówka” z sokiem jabłkowym w parze. Wiatr ziębił odkryte głowy.

Stanęliśmy na miejscu zbiórki obok innych kilku par. Niewiele wspólnego mieliśmy ze sobą. Rozmowa nie kleiła się. Nic nie znacząca wymiana zdań. Podjechał autobus. Jeszcze w kilku miejscach miasta wsiadali uczestnicy imprezy. Zrobiło się tłoczno, ale ciepło. Powietrze pachniało damską perfumą. Panowie, na co dzień znani sobie, przekomarzali się i żartowali. Atmosfera rozluźniła się i nim zajechaliśmy po godzinie do ośrodka poczuliśmy się swojsko. Duży gmach  rozświetlony na jednym z pięter tonął wśród drzew. Jeszcze było cicho. Obsługa skierowała nas na górę, potem do wydzielonych pokoi celem rozebrania się i przygotowania. Sala balowa była bardzo obszerna. Towarzystwo zajęło miejsca przy zastawionych stołach. Organizatorzy postarali się, by urozmaicić podawane potrawy i przekąski. W ciągu nocy podawano czterokrotnie dania gorące – był  żurek, rosół, gulasz, pieczeń i ryba słodkowodna prosto z patelni. To się chwali. Były owoce, ciasto i dużo różnorodnych napoi.

Miejsce do tańca było w drugim końcu sali, oddzielone kolumnami i ścianką. Światło przygasło radując wszystkich. Zespół muzyczny właściwie składał się z jednego pana i jego kobiety. Nawet nie przypuszczałem, że współczesna aparatura i jeden człowiek może zapewnić niezłą jakość muzyki tanecznej. Wydzierał się do mikrofonu a palce rąk biegały po klawiaturze organów i urządzeniach.

Nie trzeba było długo namawiać nikogo do wyjścia na parkiet. Każdy miał za sobą wiele podobnych imprez , spore doświadczenie i umiejętności taneczne. Pary pracowicie ruszały się, muzyka rychło przeszła na szybkie tempo. Na twarzach zwłaszcza mężczyzn pojawiły się stróżki potu. A twarze uczestników zabawy wskazywały, że każdy bawi się świetnie.

Moja pani i ja staraliśmy dotrzymywać kroku młodszym wiekiem parom. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że będąc na tańcach nie siedzi się przy stole, lecz jest się bawi. Nie przepadam za szybkimi rytmami, ale potrafię się dostosować do sytuacji. Wielokrotnie siadaliśmy podobnie jak inni za stołem i wielokrotnie wychodziliśmy na parkiet. Byłem po 3 godzinach przepocony i zmęczony, lecz serce mi rosło, gdy widziałem błyski radości w oczach mojej partnerki i żony. Krysia w pewnym momencie stwierdziła, że mężczyźni z mojego zakładu pracy potrafią się dobrze bawić, gdy jest okazja. Niektórzy, poważni na co dzień, widoczni byli teraz jak młodzieniaszkowie harcujący po sali. Radośni, uśmiechnięci i jakby młodsi. Mimo, że każdy pił alkohol nie widziałem pijanych, słaniających się lub śpiących po kątach. Nikt nie wywoływał awantury. Byłem dumny ze współpracowników.

Mimo, że jestem już 25 lat po ślubie przyłapuję się na tym, że jestem potwornie zazdrosny o żonę. Cierpię katusze, gdy na podobnych imprezach ktoś tańczy dłużej z moją Krysią. Siedzę sam  przy stole, jest mi smutno, czuję się opuszczony, dręczy mnie myśl, że może moja partnerka nie ma chęci ze mną się bawić, że nie spełniam jej oczekiwań co do umiejętności tanecznych. Nie próbuję zapraszać inne siedzące panie do tańca. W takim „dołku” mogę trwać długo. Potem trudno mi odzyskać dawną radość i pewność siebie, chęć do zabawy. Przecież moja Krysia jest moją wybraną i prawdziwą radość odczuwam bawiąc się tylko z nią.

Tym razem postarałem się nie marnować dobrze trwającej zabawy. Przełknąłem przykrą dla mnie sytuację jak przysłowiową „gorzką pigułkę” i bawiłem się potem z żoną cały czas, rezygnując z przerw i okazji do zaproszeń przez innych mężczyzn. Zmieniłem styl tańca na mniej angażujący i  bardziej stateczny, by nie stracić resztki sił.

Doczekaliśmy się końca imprezy. Była trzecia z minutami nad ranem.

Opuszczaliśmy ośrodek zadowoleni, w dobrym nastroju. Spadł śnieg, wokół było biało. Jechaliśmy autobusem do domów śpiewając piosenki biesiadne. Szkoda, że większość nie znała słów i mamrotaniem nadrabiała braki. Jasno oświetlone ulice naszego miasta witaliśmy z ulgą. Spać, spać…

 

sogra : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz